Wprowadzenie dziecka w świat pisma

Wprowadzenie dziecka w świat pisma
Swoją przygodę z metodą dr Ireny Majchrzak rozpoczęłam rok temu w grupie mieszanej trzy- i czterolatków. Pierwszym krokiem była tzw. inicjacja, która polegała na „spotkaniu” dziecka z własnym imieniem. Razem z dzieckiem tworzyłam jego wizytówkę imienną, tj. zapisywałam każdą kolejną literę imienia d... więcej
Więcej z działu
Gotowość do nauki czytania i pisania
Więcej z tego numeru
Listopad 2013
sprawdź dostępność
Sukcesy dzieci, satysfakcja nauczyciela, integracja o silnym zabarwieniu emocjonalnym – to tylko niektóre zalety pracy z najmłodszymi metodą Ireny Majchrzak, mającą na celu wprowadzenie dziecka w świat pisma. Jak jej realizacja wygląda w praktyce? Autorka dzieli się z Czytelnikami swoimi doświadczeniami w tym zakresie.
Swoją przygodę z metodą dr Ireny Majchrzak rozpoczęłam rok temu w grupie mieszanej trzy- i czterolatków. Pierwszym krokiem była tzw. inicjacja, która polegała na „spotkaniu” dziecka z własnym imieniem. Razem z dzieckiem tworzyłam jego wizytówkę imienną, tj. zapisywałam każdą kolejną literę imienia dziecka, dbając o jego uwagę, skupienie, zainteresowanie i... uśmiech na twarzy. Ponieważ dla większości dzieci w grupie był to pierwszy rok pobytu w przedszkolu, poprzestałam na odnajdywaniu wizytówek w przeróżnych zabawach dydaktyczno-ruchowych. Obserwowałam reakcje dzieci: znacząco różniły się od siebie i wahały – od zaciekawienia, dystansu, przez niedowierzanie i niepewność, aż po szczery uśmiech i akceptację. Zauważyłam, że w pierwszej chwili, gdy dzieci zobaczyły, jak piszę kolejne litery imion, były nieco zaskoczone; dopiero gdy imię było już skończone, dostrzegałam swego rodzaju odprężenie i ulgę, większą swobodę w obcowaniu z wizytówką. Gdy dzieci trzymały w dłoniach swoje imienne wizytówki, czuły się już pewniej, były zainteresowane, w skupieniu przyglądały się wizytówkom lub głośno wymieniały uwagi. Oswajały się, a ja czekałam, dałam im czas na zawarcie tej jakże ważnej przyjaźni z pismem. Ponieważ chciałam nadać „pierwszej chwili” charakter uroczysty, pomogłam wykonać dzieciom korony, na które nakleiłam drugi komplet wizytówek.
Swoją przygodę z metodą dr Ireny Majchrzak rozpoczęłam rok temu w grupie mieszanej trzy- i czterolatków. Pierwszym krokiem była tzw. inicjacja, która polegała na „spotkaniu” dziecka z własnym imieniem. Razem z dzieckiem tworzyłam jego wizytówkę imienną, tj. zapisywałam każdą kolejną literę imienia dziecka, dbając o jego uwagę, skupienie, zainteresowanie i... uśmiech na twarzy. Ponieważ dla większości dzieci w grupie był to pierwszy rok pobytu w przedszkolu, poprzestałam na odnajdywaniu wizytówek w przeróżnych zabawach dydaktyczno-ruchowych. Obserwowałam reakcje dzieci: znacząco różniły się od siebie i wahały – od zaciekawienia, dystansu, przez niedowierzanie i niepewność, aż po szczery uśmiech i akceptację. Zauważyłam, że w pierwszej chwili, gdy dzieci zobaczyły, jak piszę kolejne litery imion, były nieco zaskoczone; dopiero gdy imię było już skończone, dostrzegałam swego rodzaju odprężenie i ulgę, większą swobodę w obcowaniu z wizytówką. Gdy dzieci trzymały w dłoniach swoje imienne wizytówki, czuły się już pewniej, były zainteresowane, w skupieniu przyglądały się wizytówkom lub głośno wymieniały uwagi. Oswajały się, a ja czekałam, dałam im czas na zawarcie tej jakże ważnej przyjaźni z pismem. Ponieważ chciałam nadać „pierwszej chwili” charakter uroczysty, pomogłam wykonać dzieciom korony, na które nakleiłam drugi komplet wizytówek.